Ariya rzadko odwiedza
festiwale, ale niektóre wydarzenie zmuszają nawet najbardziej
zawziętych introwertyków do wyjścia z domu. Takim wydarzeniem stał
się dla niej Falkon.
Zmieńmy nieco perspektywę. Wejdźmy na
chwilę do "mnie".
Opowiem Wam co mnie zaciekawiło na
festiwalu skupiającym tak wiele uniwersów, jak kilka dni
przebywałam w doborowym towarzystwie,
zadebiutowałam w muzycznej gre,
częściowo została ninja i wiele więcej.
Ogólnie, to na Starym Mieście
w Lublinie rodzą się obecnie nowe tradycje. Jedną z nich jest
coroczne zgromadzenie geeków i otaku. Festiwal fantastyki Falkon -
jeden z najstarszych w Polsce. Może zabrzmi to abstrakcyjnie, ale w
te kilka dni rzeczy dookoła nas: na półkach, w komputerach,
sercach i zakamarkach wyobraźni; cała ta magia i fantastyka
materializuje
się i naprawdę staje się częścią rzeczywistości, która nas
otacza.
W pierwszej kolejności warto wyróżnić w
tegorocznym Falkonie, to jego oryginalny temat. Drewniani idole,
wianki, haft, kołowroty, swargi i inne okultystyczne symbole...
(taki żarcik z tym ostatnim (>.<)) Tak, tak! Nie pomyliliście
się. W tym roku Falkon skupił się na Mitologii Słowiańskiej.
Nawet kilka dni przed konwentem czułam całą sobą tę soczystą
atmosferę, którą mają zaserwować organizatorzy. Dopiero w
drugiej kolejności poraziła mnie ilość ciekawych atrakcji. Em,
dokładniej to wielkie otwarcie za niecałe trzy dni? Byłam tak
zszokowana, jak Dazai, kiedy mu powiedziałam, że rezygnuję z
podwójnego samobójstwa.
Chciałabym niewątpliwie
obejrzeć konkurs Cosplay, lecz w tym czasie w Kaplicy Otaku odbywa
się konkurs muzyki z anime... Ale co zrobisz, taki brutalny policzek
od rzeczywistości. Muszę zatem wprowadzić w życie misterny plan
#jak_nieczego_nie_przegapic_i_zobaczyc_maksimum. W ogóle, to chwała
wszystkim organizatorom i twórcom wydarzeń. Wystarczy raz spojrzeć
na tę nieprawdopodobnie skomplikowaną tabelkę atrakcji. Jest ich
dosyć, żeby uszczęśliwić każdego fana fantastyki. Przedstawię
Wam niewielki fragment tego co przygotowano na piątek.
Z
początkiem festiwalu wiąże się pewna zabawa. Należy namierzyć
Targi Lublin. Było to całkiem proste, bo wystarczyło znaleźć
jakiegoś "niezwykłego" człowieka. Poznamy go po dość
odmiennym sposobie ubierania, często
nawiązującym lub wręcz oklejonym symbolami różnych fandomów.
Podażamy za nim, aż do osiągnięcia celu. Jest to dobra okazja do
nawiązania nowej znajomości. Nie, stalking nie podchodzi pod tę
definicję. Jednak nie dajcie się zwieść, bo gdy oczy doprowadzą
Was na miejsce, tak nos podpowie, żeby zajrzeć z drugiej strony.
Tam stoją bowiem namioty z kwintesencją fandomowej kuchni, czyli:
wytworne słodycze i pizza podawana jakby była z nami obecna od
wieków.
Najedzeni? Super, to idziemy dalej.
Jeśli
rozbolał Was żołądek od wschodniej kuchni, to teraz rozboli Was
portfel, ponieważ dalej rozciągają się kupcy ze swoimi towarami.
Wiem jak serce pęka, kiedy sprawdzamy ilość noszonej kapusty, ale
widok różnorodności towarów niejednej osobie namieszała już w
głowie. Przez co niektóre osoby z tobołami już założyły kartę
"Zbieramy pieniądze na bilety do domu.". Niemniej,
wrażenia wyciągnięte z takiej wyprawy są bezcenne.
Główna
hala była dość różnorodna. Z jednej strony wejdziemy w jedno
uniwersum, żeby za krokiem
przenieść się do zgoła innego. Staromodne instalacje graniczyły
z nowoczesnymi rozwiązaniami. Dyliżans obok mecha? Czemu nie. Było
również całkiem dużo sal meetingowych, duża sala do gier, namiot
naukowy, namiot warsztatowy czy arena. Toż targowe terytorium
skurczyło się w sekundę i niektóre atrakcje odbywały sie w
pobliskiej szkole.
Wiecie, że tematem są mity. Zatem mijając
okoliczne grupki otaku, te historie nie schodziły z ust przez długi
czas. Dla mnie bardzo ciekawe było zgadywanie potworów z anime czy
też panel poświęcony porównaniu ayakashi ze słowiańskimi
demonami. Autorzy postarali się, żeby wypełnić prezentację jak
największą ilością wartościowej treści. Za co z głębi
serduszka dziękuję. Chociażby kwestia części wspólnych, które
możemy znaleźć w mitologiach pobliskich narodów w porównaniu z
Dalekim Wschodem. Dla mnie zaskakujące, zwłaszcza przy omawianiu
istotnych postaci i stworzeń. Weźmy taką Babę Jagę i Yamaubę -
obie są starymi wiedźmami, które żyją w leśnych chatach i
lubują się w potrawach
z
dzieci . Albo
Rarog i Suzaku (nie Kururugi) - jeden jak i drugi są boskimi
ptakami, władcami ognia. Szkoda, że niektóre słowiańskie mity
wydają się bardziej zapomniane na tle dalekowschodnich
odpowiedników. Anime
і manga są świetnym
przykładem jak można ożywiać dawne legendy we współczesnej
kulturze i interesować nimi cały świat.
Kiedy słońce
powoli chowało się za horyzontem, w tej samej sali uczestnicy
odpoczywali przy maratonie filmów o Godzilli. Z kolei w innej,
bardziej kameralnej salce, grupka fandomowiczów oddawała się
kolejnym atrakcjom powiązanym z anime. Atmosfera wydawała się na
tyle przyjacielska, że nietrudno było znaleźć osobę do pogawędek
przy notowaniu kolejnych pozycji na "Liście do
obejrzenia".
Nieco bliżej głównej sceny Falkonu są
stoiska prezenujące nowe książki poświęcone mitom, bestiariusze
i mini-rekonstrukcje bytów dawnych Słowian.
Piątek
zakończył specjalny punkt programu, który dodali organizatorzy -
pokaz mody. Kostiumy przygotowała Barbara Dumańska, która w
Lublinie słynie z gotyckich kreacji. Na wybiegu pokazano wiele
ciekawych kompletów. Jednocześnie gustowne, ale zawsze w stylowej
czarnej oprawie. Magiczne motywy, z nutą krzykliwości. Choć nadal
wygodne i proste. Wyglądało to tak jakby rzeczywiście dawni
Słowiani postanowili zorganizować pokaz najmodniejszego haftu i
kostiumów w swoich wioskach. Kłamałabym jednak, stwierdzając, że
prace projektantki nie mają pewnego współczesnego podłoża. Ten
miks dwóch światów pozwala zobaczyć coś nowego, czego dotąd
trudno szukać. Najlepszym tego przejawem były oklaski i uśmiechy
pojawiające się na twarzach widzów.
Kolejną
płaszczyzną objawiania mitów, były występy zespołów Ethnopolia
i Żywiołak.
Rytm etnicznych instrumentów wraz ze śpiewem wyjętym z modlitwy
czy zaklęcia, świetnie sie komponował. To naprawdę fajny styl. To
jagby malutka podróż za granice świadomości, gdzie nasi
przodkowie zawsze śpiewająco podchodzili do pewnych obrządków.
Jeżeli usłyszycie o podobnych koncertach, powinniście tego
posłuchać.
Nie zapominajmy o konkursie Cosplay. Pierwsza dość
nietypowa runda, była po hasłem DIY (ang. Do It Yourself). Z
przygotowanych materiałów (koców, papieru, worków na śmieci) i
dodatku własnej charyzmy należało przygotować strój. Nie wydaje
się trudne, co nie? Tylko, że na wszystko macie godzinę! Co
najlepszego można zrobić podczas prezentacji deko niedoskonałego
dzieła? Posłużyć się umiejętnie humorem i dowcipem. Podziwiam
ich odwagę, że wyszli na scenę i spróbowali swoich sił.
Później
przebrani już we właściwe kostiumy, byli oceniani w kategoriach:
najlepszy kostium, najlepsze przedstawienie i łącząca obie te
kategorie - Grand Prix. W juri zasiadły Miko Cosplay, Red Chaos
Cosplay, Elena Samko i zazwyczaj stojąca za aparatem - Yumikasa
Photography. Wszystkie znające się na swoim fachu, co doceniono na
wielu konkursach.
Nie zazdroszczę temu juri, bo podczas
każdego występu czuć było, że uczestnicy włożyli w swoje
postacie duszę i z całej siły próbowali czymś zapaść w
pamięć.
Joker opowiadał o tym, jaki jest pechowy w relacjach
z płcią piękną. Sukkub wykonuje nieco niezdarnie, lecz uroczo,
melodię na flecie. Piekna YoRHa 2B efekciarsko szatkuje kartonowych
wrogów, a pod akompaniamentem openindu z Kiss
of Death pojawia
się Zero Two. Z kolei Doll z "Kuroshitsuji”
wykonuje swój taneczny performance, zakończony owacją miliona
oklasków.... i jeszcze kilka pojedynków i oklepanych przemówień z
gier. Jak widzicie - Konkurs Cosplay to zawsze ciekawe widowisko i
myślę, że fala smutku przeszła po sali na wieść, że tak szybko
sie skończył. Niektórych niezarejestrowanych uczestników można
by wszystkimi rękami, nogami czy innymi niby-kończynami (w
zależności kim jesteśmy) - nieść po sali w kierunku sceny, żeby
choć troche przeciągnąć konkurs.
Po takim występie,
pora wrócić do merytorycznych wartości konwentu. Nauczyłam się o
wielu ciekawostkach na prowadzonych prezentacjach i dyskusjach. W
sali popularyzującej kulturę zajmowano sie konfliktem między
uniwersami Marvela, a DC; dalszą historią Awatara Aanga czy też
Żółwiami Ninja. To tylko niewielki spis paneli, które
odwiedziłam. Dużo uwagi organizatorzy poświęcili dla pisarzy
amatorów i sympatycznych moli książkowych. Można było
dokształcić sie o specyficznych podgatunkach fantastyki jak urban
fanasy, postapokalipsis czy cyberpunk. Autorzy bestsellerów dzielili
się swoimi doświadczeniami. Nie wspominając o panelach
poświęconych tematowi Falkonu. W zależności czego nam potrzeba,
można było zapoznać się z mitologią chińską czy skandynawską
i ogólnie o współczesnej kulturze. Jeśli myślicie, że mity są
nam obecnie obce, to jesteście w błędzie. Wierzymy na przykład w
demony Kredytu czy Diety, które wydają się abstrakcyjne. Jednakże
kiedyś te wierzenia zostaną spersonifikowane, tworząc pewną
postać. Ciekawe byłoby tego doświadczyć.
Falkon stał się też miejscem zbornym dla miłośników gier planszowych czy karcianek. Wszyscy zainteresowani mogli pograć w te nowsze, ale i te bardziej oldschoolowe tytuły. Mało tego, dla prawdziwych wyjadaczy pojawiły się gry na staromodnych konsolach. Moje ucho wykryło charakterystyczny japoński wokal i mimowolnie moje nogi skierowały się w tamtą stronę. Stanowiska do gier Osu-podobnych i Dance Dance Revolution były notorycznie punktami wzmożonego zainteresowania. Toteż pojawiły się kolejki, ale warte czekania. Jakimś trafem wylosowałam piosenkę na poziomie "koszmar". Nazwy raczej nie przytoczę, ale palce nadal pamiętają ten charakterystyczny rytm.
Wszystkich geeków i otaku prędzej czy później
interesują w jakiejś mierze militaria. Tych również nie zabrakło.
W różnych namiotach porostawiane najrozmaitsze dzieła kowali i
rusznikarzy. O dziwo właśnie "Rusznikarnia" mnie
zainteresowała. Obiektem
moich westchnień były wszechobecne ostrza z różnych epok.
Próbowałam swoich sił w loterii. Niestety katana nadal była poza
zasięgiem mojego szczęścia. Aczkolwiek nie przeszkodziło mi to w
zostaniu ninja przez zapas shurikenów. Kręciłam się tam zarówno
ja, jak i inni uczestnicy zainteresowani shonenami.
Dla tych, którzy chcieli
spróbować swoich sił we władaniu mieczem udostępniono arenę i
ekwipunek. Wystarczyło jedynie zapisać się w odpowiednią kolejkę.
Odbywały sie tam warsztaty z samoobrony i rekonstrukcje walk.
Oczywiście ten swoisty raport może nie mówić w pełni
o Falkonie, bo jest jedynie zapisem wrażeń, których doświadczyłam.
Rzecz jasna za plecami przejawiało się jeszcze więcej ciekawych
rzeczy, których nie miałam czasu zobaczyć. Jednakże wniosek z tej
historii jest jeden: jak wpadnie możliwość, to obowiązkowo
wyruszajcie na Falkon czy dowolny inny festiwal fantastyki w waszym
mieście. Nawet jeśli opuścili Was druhowie, idźcie sami, a
potencjalna Drużyna Pierściania utworzy się samoistnie.
Trzy
długie dni, podczas których Targi Lublin trzęsły się w posadach
od rozmaitych wszechświatów. Czwartego dnia wszyscy rozeszli się
do swoich domów i wiecie co? Wrócili do tego co robili przed i na
samym konwencie. Grają w gry, czytają książki/ mangę/ komiksy,
oglądają filmy i kolejne odcinki anime. Jednym słowem bawią się.
Wzbogacają swój wewnętrzny świat nowymi doświadczeniami i ładują
baterie na kolejny konwent.
Dziekuję
za uwagę.
Z najleprzymi życzeniami,
Ariya
Немає коментарів:
Дописати коментар