Mija miesiąc od
zwiedzania Animatsuri 2018-m ale nawet po takim czasie emocje nas nie
opuszczają. Poczuliśmy niedosyt gdy okazało się, że nasz
trzydniowy pobyt odczuliśmy jakby był jednym. Aczkolwiek głód
różnorodności atrakcji został jak najbardziej zaspokojony. No
nic, pora usiąść i spisać kolejną z naszych relacji. Nieco
rozłożona w czasie, w gruncie rzeczy przez topiącą się
klawiaturę w tym wszechobecnym skwarze, ale JEST! Chcieliśmy też
odejść od tradycyjnego pisania relacji: "byliśmy", było
to i to, wykaz plusów i minusów, zakończone dobitnym
podziękowaniem. Dlatego zebraliśmy trochę więcej many w zapasie i
"wycastujemy takiego spella", żeby wrażenia po wydarzeniu
wręcz wylewały się z tego artykułu.
Opowieść
poprowadzimy z perspektywy oczu naszego wysłannika, który właśnie
wchodził na teren konwentu.
Jest to
największy konwent zlokalizowany w Warszawie, który skupia wokół
siebie fanów anime i japońskiej popkultury. Są oczywiście inne
imprezy, związane z tą tematyką, ale tylko na Animatsuri fani
wschodniej kreski mają możliwość jak najdokładniej zgłębić
swój ulubiony temat, zebrać drużynę do zaliczania kolejnych
prelekcji lub "polowania" na cosplayerów z całej Polski,
a także bawić się na wielu przygotowanych atrakcjach czy poszperać
w nowinkach z branży.
W tym roku
zdecydowałem się zaliczyć cały konwent (trzy dni), żeby opisać
dokładnie wszystko z czym przyjdzie się mierzyć po wjechaniu do
polskiej stolicy.
Przybyłem do
bram Centrum Konferencyjno- Szkoleniowego (na ul. Bobrowieckiej 9)
około 19'tej, stając się kolejnym ogniwem "kolejkonu". Z
powodu wszechobecnej spiekoty, otrzymaliśmy od organizatora
bezpłatne woreczki z wodą, dzięki czemu zapobieżono ewentualnej
sytuacji zagrożenia udarem słonecznym. Zwłaszcza przy niektórych
specyficznych kreacjach cosplayowych. Wracając do kolejek to zostały
utworzone dwie. Jedna dla osób z już opłaconymi zawczasu
akredytacjami i druga dla tych, którzy chcieli kupić bilety na
miejscu. W takich momentach oczekiwania pojawia się coś magicznego
i tajemniczego. Każdy rozmawia na temat programu, chociaż już był
dostepny jakiś czas temu. Inna grupka rozprawia odnośnie cosplayu.
Niektóre już gotowe, inne dopiero się przygotowywały. Taka
karczemna, przyjazna atmosfera była ze mną obecna do momentu
otrzymania paska, smyczy i listy atrakcji jakieś 15 minut później.
Następnie
skierowałem się do konwentowych flag. Ku woli ścisłości w ilości
trzech sztuk, gdzie każda oznaczała jedną rasę z gry konwentowego
LARP’a.
Moim zdaniem
dojazd do Bobrowieckiej jest wyjątkowo wygodny. Blisko do centrum i
dworca. Sama w sobie lokalizacja to strzał w dziesiątkę. Niewiele
obcych ludzi, turyści, centrum handlowe i rozsiane wokół sklepiki,
i restauracje, tworzą razem kameralny klimat wydarzenia.
Jednocześnie nie zapominając o komforcie konwentowiczów.
Elastyczne godziny bramek pozwalały nawet nocnym markom grasować do
woli. Weyjście przed północą i powrót wczesnym rankiem nie były
problemem.
Poza głównym
sleeproom’em, na piętrze przygotowano dodatkowo kilka mniejszych.
Scena była na
tyle wygodna dla widza, że z uwagi na swoją wysokość, była
widoczna z najdalszych rzędów, ale wydawała się nadal nieco za
małą. Także Konkurs Cosplay oglądałem z przyjemnością.
Osobne piętro
otrzymali restauratorzy. Oczywiście nie będzie zaskoczeniem, jeśli
dodam, że przeważała kuchnia japońska. Konsumpcję umilał śpiew
dochodzący z pobliskiego pokoju ultrastar’u. Ponadto na tym samym
piętrze znajdował się duży games room. Zatem po wyczerpaniu
baterii, ładowarka nie była daleko. Załadowani pysznym onigiri,
można było wrócić do żyłowania konsoli. Chociaż moim zdaniem
sushi od restauracji Wasabi było nieziemskie.
Handlarze
rozłożyli swoje kramy na dwóch kolejnych piętrach pod
restauracjami. Być może dla początkującego konwentowicza, mógł
to być dosłownie róg obfitości, ale dla oblatywacza jak ja, który
ma już parę kubków w kolekcji, a mangi i przypinek nie zbieram,
to brakuje powiewu świeżości. Oko próbuje znaleźć coś
niespotykanego nigdzie indziej (np. opisywany w którymś z
wcześniejszych wpisów sklep ze smokami). Mogłyby to być również
artykuły dla cosplayerów czy coś do szycia (i o tym później).
Ostatnio zyskują na popularności lalki bjd. Najbardziej pospolite i
najprostsze marki tych lalek można znaleźć w sprzedaży w polskich
sklepach. Nadal brakuje towaru stricte japońskiego, które nie
będzie kolejnym jedzonkiem, a jest związane z japońską kulturą
tradycyjną i nowoczesną. Z Japonią samą w sobie też. Chyba
jedynym rodzynkiem w tym cieście był Gundam Polska.
Piątek jest
zazwyczaj dniem, w którym konwent nabiera rozpędu. Pierwsze panele
i wiedzówki, cosplayerzy wprowadzają ostatnie poprawki do sobotnich
kreacji albo już gdzieniegdzie zobaczymy piątkowe stroje.
Konwentowicze z kolei kręcą się tu i tam, szukając dla siebie
atrakcji. Mimo tej ciszy przed sobotnią burzą, fotografowie już
szukali sobie modelek do zdjęć, więc uznałem, że nie będę stał
jak słup soli. Poza tym jak można przegapić sesję dla Evelyne i
Wero z Baaka Cosplay, Atecaina czy nakręcenia próby występu Milky
Way Heroes tuż obok sceny na podwórku.
Ponieważ
zdecydowaliśmy się napisać artykuł o powstaniu Animatsuri, od
samego początku do dnia dzisiejszego, to nie mogło mnie zabraknąć
na panelu prowadzonym przez samego prezesa konwentu. Naprawdę warto
było spędzić te dwie godzinki, bo czasem po konwencie ludzie nie
mają za dużo czasu, żeby odpowiedzieć na kilka pytań, na
pogaduchy. Tutaj w jednym momencie można było dowiedzieć się
wszystkiego, nakręcić filmik i potem w domu, przy filiżance
wyśmienitego Earl Grey’a z Bergamotką, na spokojnie zajmować się
artykułem.
To samo zrobiłem
w sobotę podczas trwania panelu „Musical od kuchni”, gdzie Kairo
i jej koledzy opowiadali o tworzeniu swego musicalu „Attack on
Titans”, który miał swoją premierę na tegorocznym Magnificon
Expo. Na sali nie zabrakło bezpośrednich widzów występu, więc
dla nich to był bardzo obrazotwórczy panel.
(Z racji, że
mamy w planach napisać o tym osobny artykuł. Na ten moment urywamy
temat.)
Sobota - to
najbardziej obfity z dni konwentu. Właśnie wtedy można było
odnotować największą frekwencję. Nie było zbyt długich kolejek,
po jednej osobie lub w grupach przychodzono po akredytację i za
chwilę można było zobaczyć te same osoby hasające tu i tam po
Animatsuri. Nawet po 15-tej! Spotkałem nawet taką piękną laleczkę
i zapoznałem się z jej właścicielami.
Jedną z
największych i niecodziennych atrakcji, były warsztaty szycia.
Sponsorowane prze JUKI i prowadzone przez Małgorzatę Juskowiak.
Każdy zainteresowany mógł zrobić kimono lub torebkę. Wbrew
panującemu stereotypowi, fachem szycia zainteresowani byli również
panowie.
Na każdym
konwencie stałym punktem programu jest u mnie udział w jakimś
konkursie lub wiedzówce. Tym razem padło na „Poznaj postać po
cosplayu”, prowadzonym przez Angie. Myślałem, że to będą
jakieś bardziej udziwnione kreacje (np. crossplay) i właśnie po
nich trzeba będzie zgadywać, co miał na myśli cosplayer. Okazało
się, że kreacje były całkiem „normalne?”, a przy tym dobrze
wykonane, fotki ładne, a ja i tak poległem na nieco ponad połowie.
Niestety, nic nie wygrałem, ale było naprawdę wesoło. Zwycięska
okazała się zgrana ekipa dziewczyn, które znały wiele mniej
spotykanych na konwentach postaci.
Takim klejnotem
koronnym każdego odwiedzonego konwentu zawsze był Konkurs Cosplay.
W tym roku ciekawych prezentacji nie brakowało, a było ich coś
koło dwudziestu. Nie powiem, którą ze scenek mogłem wyróżnić,
bo z paroma osobami znałem się osobiście i to właśnie im
kibicowałem. No i… akurat te osoby dostały wyróżnienia i
nagrody. Niestety, Milky Way Heroes nie trafiły do szczęśliwego
grona zwycięzców, co nie znaczy, że się zniechęciły na kolejny
konwentowy konkurs. Poziom strojów i scenek był całkiem wyrównany,
poza sytuacją, gdy jedna dziewczyna miała problem podczas występu.
Konkurs
sfinalizował zespół Sakuramai ze swoim tańcem Yosakoi, dopóki
dziewczyny z juri nie podjęły ostatecznej decyzj. Sakuramai jest
obowiązkowym punktem każdego wydarzenia związanego tematycznie z
Japonią, organizowanego w Wawie. Tanabata na Pradze, która nie
odbyła się w tym roku, Hanami, piknik Matsuri i oczywiście
Animatsuri. W ten sam dzień członkowie zespołu prowadzili
warsztaty Yosakoi na podwórku.
Sobota była tez
idealnym dniem na uczestniczenie w nauce Belgijki. Jest tak
spopularyzowana, że stała się kolejnym stałym punktem programu
zarówno małych jak i dużych fandomowych spotkań. Jest to typ
tańca dla singli, żeby ewentualnie znaleźc drugą połówkę lub
po prostu, żeby potańczyć i pośmiać się w grupie.
Konwenty
rozpowszechniły się do takiego stopnia, że powoli trudno zadowolić
publikę konkursem cosplay i programem zapełnionym pospolitymi
atrakcjami bądź prelekcjami. Organizatorzy starają się wprowadzać
znacznie rozbudować program o nowe i niespotykane elementy, które
przyciągną nowy konwentowy „narybek”. Animatsuri właśnie
podąża tą drogą. Zespół nie zdecydował się na zorganizowanie
jakiegoś idolkowego show, a postawił na coś znacznie rzadziej
spotykanego. Mowa bowiem, o Heroes Orchestra, czyli orkiestrze
symfonicznej z prawdziwego zdarzenia, która wykonuje utwory z guer
komputerowych. Aczkolwiek zazwyczaj skupiają się na dorobku Heroes
of Might and Magic. Koncert trwający nieco poniżej dwóch godzin,
zapisał się w pamięci słuchaczy przede wszystkim za swoją
interaktywność z publiką. Dyrygent m.in. przeprowadzał quiz na
zgadnięcie co to za muzyka i z jakiej gry/ skąd pochodzi.
Musze
przyznać, że było to piękne zwieńczenie sobotniej przygody.
Niedziela należała do bardziej luźnych dni. Na podwórku
konwentowicze zabijali się w Mafii, a fotografowie robili zdjęcia
nielicznym już cosplayerom. Jeszcze trwały jakieś panele i
konkursy. Gdzieś pomiędzy nimi konkurs fanartowy. Handlarze
pakowali swoje towary i ładowali do furgonów. To niedzielne
uspokojenie jest dla mnie zawsze „depresyjne”, ponieważ wiem, że
kolejne święto dobiega końca.
Generalnie
można powiedzieć, że tegoroczne Animatsuri było lepsze od
poprzedniego. Większa frekwencja, program wzbogacony o kilka nowych
punktów i atrakcji, a także bogatszy konkurs cosplay. Mam nadzieję,
że taka tendencja pozostanie również na następny rok. Woda w
woreczkach była nieoceniona w te gorące dni. Pokaźny wybór
jedzenia i optymistyczny games room. Widać, że organizatorzy są na
fali tendencji panujących na polskich konwentach i starają się nie
tylko być na niej, ale unosić się nad nią – trochę
przewidywać. Ciężko znaleźć minusy przy tylu pozytywnych
odczuciach, ale jakichś się można dopatrzeć. Pierwszy – brak
już utartych, tradycyjnych punktów jak pokaz anime i fire show. O
drugim wspomniałem wyżej – warto było by urozmaicić listę dóbr
i handlowców czymś nowym. Czymś ciekawym, czego potencjalne sokole
oko nie zapomni.
Dlatego już wszyscy, życzymy zespołowi
Animatsuri powodzenia na kolejnych edycjach i innych konwentach,
którymi tak intensywnie się opiekują w ramach prowadzonego
stowarzyszenia.
Bogdan Bereziansky, Jan Jędrzejczak