понеділок, 20 серпня 2018 р.

Animatsuri [PL]


Mija miesiąc od zwiedzania Animatsuri 2018-m ale nawet po takim czasie emocje nas nie opuszczają. Poczuliśmy niedosyt gdy okazało się, że nasz trzydniowy pobyt odczuliśmy jakby był jednym. Aczkolwiek głód różnorodności atrakcji został jak najbardziej zaspokojony. No nic, pora usiąść i spisać kolejną z naszych relacji. Nieco rozłożona w czasie, w gruncie rzeczy przez topiącą się klawiaturę w tym wszechobecnym skwarze, ale JEST! Chcieliśmy też odejść od tradycyjnego pisania relacji: "byliśmy", było to i to, wykaz plusów i minusów, zakończone dobitnym podziękowaniem. Dlatego zebraliśmy trochę więcej many w zapasie i "wycastujemy takiego spella", żeby wrażenia po wydarzeniu wręcz wylewały się z tego artykułu.
Opowieść poprowadzimy z perspektywy oczu naszego wysłannika, który właśnie wchodził na teren konwentu.
Jest to największy konwent zlokalizowany w Warszawie, który skupia wokół siebie fanów anime i japońskiej popkultury. Są oczywiście inne imprezy, związane z tą tematyką, ale tylko na Animatsuri fani wschodniej kreski mają możliwość jak najdokładniej zgłębić swój ulubiony temat, zebrać drużynę do zaliczania kolejnych prelekcji lub "polowania" na cosplayerów z całej Polski, a także bawić się na wielu przygotowanych atrakcjach czy poszperać w nowinkach z branży.
W tym roku zdecydowałem się zaliczyć cały konwent (trzy dni), żeby opisać dokładnie wszystko z czym przyjdzie się mierzyć po wjechaniu do polskiej stolicy.
Przybyłem do bram Centrum Konferencyjno- Szkoleniowego (na ul. Bobrowieckiej 9) około 19'tej, stając się kolejnym ogniwem "kolejkonu". Z powodu wszechobecnej spiekoty, otrzymaliśmy od organizatora bezpłatne woreczki z wodą, dzięki czemu zapobieżono ewentualnej sytuacji zagrożenia udarem słonecznym. Zwłaszcza przy niektórych specyficznych kreacjach cosplayowych. Wracając do kolejek to zostały utworzone dwie. Jedna dla osób z już opłaconymi zawczasu akredytacjami i druga dla tych, którzy chcieli kupić bilety na miejscu. W takich momentach oczekiwania pojawia się coś magicznego i tajemniczego. Każdy rozmawia na temat programu, chociaż już był dostepny jakiś czas temu. Inna grupka rozprawia odnośnie cosplayu. Niektóre już gotowe, inne dopiero się przygotowywały. Taka karczemna, przyjazna atmosfera była ze mną obecna do momentu otrzymania paska, smyczy i listy atrakcji jakieś 15 minut później.
Następnie skierowałem się do konwentowych flag. Ku woli ścisłości w ilości trzech sztuk, gdzie każda oznaczała jedną rasę z gry konwentowego LARP’a.


Moim zdaniem dojazd do Bobrowieckiej jest wyjątkowo wygodny. Blisko do centrum i dworca. Sama w sobie lokalizacja to strzał w dziesiątkę. Niewiele obcych ludzi, turyści, centrum handlowe i rozsiane wokół sklepiki, i restauracje, tworzą razem kameralny klimat wydarzenia. Jednocześnie nie zapominając o komforcie konwentowiczów. Elastyczne godziny bramek pozwalały nawet nocnym markom grasować do woli. Weyjście przed północą i powrót wczesnym rankiem nie były problemem.
Poza głównym sleeproom’em, na piętrze przygotowano dodatkowo kilka mniejszych.
Scena była na tyle wygodna dla widza, że z uwagi na swoją wysokość, była widoczna z najdalszych rzędów, ale wydawała się nadal nieco za małą. Także Konkurs Cosplay oglądałem z przyjemnością.
Osobne piętro otrzymali restauratorzy. Oczywiście nie będzie zaskoczeniem, jeśli dodam, że przeważała kuchnia japońska. Konsumpcję umilał śpiew dochodzący z pobliskiego pokoju ultrastar’u. Ponadto na tym samym piętrze znajdował się duży games room. Zatem po wyczerpaniu baterii, ładowarka nie była daleko. Załadowani pysznym onigiri, można było wrócić do żyłowania konsoli. Chociaż moim zdaniem sushi od restauracji Wasabi było nieziemskie.

Handlarze rozłożyli swoje kramy na dwóch kolejnych piętrach pod restauracjami. Być może dla początkującego konwentowicza, mógł to być dosłownie róg obfitości, ale dla oblatywacza jak ja, który ma już parę kubków w kolekcji, a mangi i przypinek nie zbieram, to brakuje powiewu świeżości. Oko próbuje znaleźć coś niespotykanego nigdzie indziej (np. opisywany w którymś z wcześniejszych wpisów sklep ze smokami). Mogłyby to być również artykuły dla cosplayerów czy coś do szycia (i o tym później). Ostatnio zyskują na popularności lalki bjd. Najbardziej pospolite i najprostsze marki tych lalek można znaleźć w sprzedaży w polskich sklepach. Nadal brakuje towaru stricte japońskiego, które nie będzie kolejnym jedzonkiem, a jest związane z japońską kulturą tradycyjną i nowoczesną. Z Japonią samą w sobie też. Chyba jedynym rodzynkiem w tym cieście był Gundam Polska.
Piątek jest zazwyczaj dniem, w którym konwent nabiera rozpędu. Pierwsze panele i wiedzówki, cosplayerzy wprowadzają ostatnie poprawki do sobotnich kreacji albo już gdzieniegdzie zobaczymy piątkowe stroje. Konwentowicze z kolei kręcą się tu i tam, szukając dla siebie atrakcji. Mimo tej ciszy przed sobotnią burzą, fotografowie już szukali sobie modelek do zdjęć, więc uznałem, że nie będę stał jak słup soli. Poza tym jak można przegapić sesję dla Evelyne i Wero z Baaka Cosplay, Atecaina czy nakręcenia próby występu Milky Way Heroes tuż obok sceny na podwórku.

Ponieważ zdecydowaliśmy się napisać artykuł o powstaniu Animatsuri, od samego początku do dnia dzisiejszego, to nie mogło mnie zabraknąć na panelu prowadzonym przez samego prezesa konwentu. Naprawdę warto było spędzić te dwie godzinki, bo czasem po konwencie ludzie nie mają za dużo czasu, żeby odpowiedzieć na kilka pytań, na pogaduchy. Tutaj w jednym momencie można było dowiedzieć się wszystkiego, nakręcić filmik i potem w domu, przy filiżance wyśmienitego Earl Grey’a z Bergamotką, na spokojnie zajmować się artykułem.
To samo zrobiłem w sobotę podczas trwania panelu „Musical od kuchni”, gdzie Kairo i jej koledzy opowiadali o tworzeniu swego musicalu „Attack on Titans”, który miał swoją premierę na tegorocznym Magnificon Expo. Na sali nie zabrakło bezpośrednich widzów występu, więc dla nich to był bardzo obrazotwórczy panel.
(Z racji, że mamy w planach napisać o tym osobny artykuł. Na ten moment urywamy temat.)
Sobota - to najbardziej obfity z dni konwentu. Właśnie wtedy można było odnotować największą frekwencję. Nie było zbyt długich kolejek, po jednej osobie lub w grupach przychodzono po akredytację i za chwilę można było zobaczyć te same osoby hasające tu i tam po Animatsuri. Nawet po 15-tej! Spotkałem nawet taką piękną laleczkę i zapoznałem się z jej właścicielami.

Jedną z największych i niecodziennych atrakcji, były warsztaty szycia. Sponsorowane prze JUKI i prowadzone przez Małgorzatę Juskowiak. Każdy zainteresowany mógł zrobić kimono lub torebkę. Wbrew panującemu stereotypowi, fachem szycia zainteresowani byli również panowie.

Na każdym konwencie stałym punktem programu jest u mnie udział w jakimś konkursie lub wiedzówce. Tym razem padło na „Poznaj postać po cosplayu”, prowadzonym przez Angie. Myślałem, że to będą jakieś bardziej udziwnione kreacje (np. crossplay) i właśnie po nich trzeba będzie zgadywać, co miał na myśli cosplayer. Okazało się, że kreacje były całkiem „normalne?”, a przy tym dobrze wykonane, fotki ładne, a ja i tak poległem na nieco ponad połowie. Niestety, nic nie wygrałem, ale było naprawdę wesoło. Zwycięska okazała się zgrana ekipa dziewczyn, które znały wiele mniej spotykanych na konwentach postaci.
Takim klejnotem koronnym każdego odwiedzonego konwentu zawsze był Konkurs Cosplay. W tym roku ciekawych prezentacji nie brakowało, a było ich coś koło dwudziestu. Nie powiem, którą ze scenek mogłem wyróżnić, bo z paroma osobami znałem się osobiście i to właśnie im kibicowałem. No i… akurat te osoby dostały wyróżnienia i nagrody. Niestety, Milky Way Heroes nie trafiły do szczęśliwego grona zwycięzców, co nie znaczy, że się zniechęciły na kolejny konwentowy konkurs. Poziom strojów i scenek był całkiem wyrównany, poza sytuacją, gdy jedna dziewczyna miała problem podczas występu. 

Konkurs sfinalizował zespół Sakuramai ze swoim tańcem Yosakoi, dopóki dziewczyny z juri nie podjęły ostatecznej decyzj. Sakuramai jest obowiązkowym punktem każdego wydarzenia związanego tematycznie z Japonią, organizowanego w Wawie. Tanabata na Pradze, która nie odbyła się w tym roku, Hanami, piknik Matsuri i oczywiście Animatsuri. W ten sam dzień członkowie zespołu prowadzili warsztaty Yosakoi na podwórku.
Sobota była tez idealnym dniem na uczestniczenie w nauce Belgijki. Jest tak spopularyzowana, że stała się kolejnym stałym punktem programu zarówno małych jak i dużych fandomowych spotkań. Jest to typ tańca dla singli, żeby ewentualnie znaleźc drugą połówkę lub po prostu, żeby potańczyć i pośmiać się w grupie.
Konwenty rozpowszechniły się do takiego stopnia, że powoli trudno zadowolić publikę konkursem cosplay i programem zapełnionym pospolitymi atrakcjami bądź prelekcjami. Organizatorzy starają się wprowadzać znacznie rozbudować program o nowe i niespotykane elementy, które przyciągną nowy konwentowy „narybek”. Animatsuri właśnie podąża tą drogą. Zespół nie zdecydował się na zorganizowanie jakiegoś idolkowego show, a postawił na coś znacznie rzadziej spotykanego. Mowa bowiem, o Heroes Orchestra, czyli orkiestrze symfonicznej z prawdziwego zdarzenia, która wykonuje utwory z guer komputerowych. Aczkolwiek zazwyczaj skupiają się na dorobku Heroes of Might and Magic. Koncert trwający nieco poniżej dwóch godzin, zapisał się w pamięci słuchaczy przede wszystkim za swoją interaktywność z publiką. Dyrygent m.in. przeprowadzał quiz na zgadnięcie co to za muzyka i z jakiej gry/ skąd pochodzi.
Musze przyznać, że było to piękne zwieńczenie sobotniej przygody.

Niedziela należała do bardziej luźnych dni. Na podwórku konwentowicze zabijali się w Mafii, a fotografowie robili zdjęcia nielicznym już cosplayerom. Jeszcze trwały jakieś panele i konkursy. Gdzieś pomiędzy nimi konkurs fanartowy. Handlarze pakowali swoje towary i ładowali do furgonów. To niedzielne uspokojenie jest dla mnie zawsze „depresyjne”, ponieważ wiem, że kolejne święto dobiega końca.
Generalnie można powiedzieć, że tegoroczne Animatsuri było lepsze od poprzedniego. Większa frekwencja, program wzbogacony o kilka nowych punktów i atrakcji, a także bogatszy konkurs cosplay. Mam nadzieję, że taka tendencja pozostanie również na następny rok. Woda w woreczkach była nieoceniona w te gorące dni. Pokaźny wybór jedzenia i optymistyczny games room. Widać, że organizatorzy są na fali tendencji panujących na polskich konwentach i starają się nie tylko być na niej, ale unosić się nad nią – trochę przewidywać. Ciężko znaleźć minusy przy tylu pozytywnych odczuciach, ale jakichś się można dopatrzeć. Pierwszy – brak już utartych, tradycyjnych punktów jak pokaz anime i fire show. O drugim wspomniałem wyżej – warto było by urozmaicić listę dóbr i handlowców czymś nowym. Czymś ciekawym, czego potencjalne sokole oko nie zapomni.

Dlatego już wszyscy, życzymy zespołowi Animatsuri powodzenia na kolejnych edycjach i innych konwentach, którymi tak intensywnie się opiekują w ramach prowadzonego stowarzyszenia.

Bogdan Bereziansky, Jan Jędrzejczak

Немає коментарів:

Дописати коментар